Awantury i wybryki
- czyli wynurzenia prezesa Studia Komiks Polski
Cała historia, przynajmniej dla mnie, zaczęła się jesienią 1985 roku, w autobusie relacji Chełmno - Bydgoszcz, gdzie spotkałem, po długiej przerwie, kolegę z podstawówki, który kończył właśnie bydgoskiego plastyka. Pierwszym efektem kilku przejażdżek była znajomość z dwoma innymi uczniami Liceum Plastycznego - Andrzejem Janickim i Krzysztofem Różańskim, zbudowana na bazie wspólnych zainteresowań fantastyką. Kolejnym, stała się wystawa prac Krzysztofa i Andrzeja na chełmińskim „Miniconie” (konwencie miłośników fantastyki). Następnie nasze kontakty uległy zawieszeniu bodajże na rok. Ja zmieniłem uczelnię. Andrzej trafił do jednostki w Wesołej koło Warszawy gdzie wcale tak wesoło mu tam nie było, a Krzysztof zaczął, na lekcjach w podstawówce, rysować dzieciom komiksy na tablicy.
Zamieszkałem w Toruniu. Szybko zwąchałem się z klubem miłośników fantastyki „Diuna” i postanowiłem odnowić znajomość z bydgoskimi rysownikami. Zwłaszcza, że rozpierająca tego typu kluby, chęć działalności wydawniczej nasunęła mi pomysł opublikowania pełnometrażowego komiksu fantasy „Alderan”, którego autorem był Andrzej. Rozpoczęło się poszukiwanie odpowiedniej drukarni i namawianie jej właścicieli do takiego przedsięwzięcia. Jednak nawet załatwienie kilku słoików farb nie pomogło i do publikacji nie doszło. Było to bardzo zniechęcające.
Po kolejnym okresie latencji, pewnej bezsennej nocy naszła mnie idea założenia firmy zajmującej się tylko komiksem. Andrzej kończył właśnie służbę w wojsku. Krzysztof dostawszy się na „grafikę” do Gdańska, zręcznie jej unikał. Ja jeszcze miałem energię. Doszlusował do nas świeży żonkoś Roman Maciejewski, oraz Jacek Michalski (również byli uczniowie PLSP w Bydgoszczy). Pewnego zimowego dnia 1989 roku zebraliśmy się wszyscy w Brodnicy aby zarejestrować Studio Komiks Polski, spółkę z o. o. Zrobiliśmy to z myślą o wydawaniu własnego magazynu oraz propagowaniu komiksu jako gatunku sztuki.
...Wtedy, w 1989 roku, wydawało się nam, że wszystko jest możliwe, że jest to początek nowej, wspaniałej drogi do świata marzeń.
Pierwszym krokiem spółki był brawurowo-bezczelny występ na szczecińskim seminarium „Światy fantastycznych komiksów”, w marcu 1989 roku. Poznaliśmy wtedy, za pośrednictwem plansz komiksowych, Sławomira Wróblewskiego i Marka Wdziękońskiego oraz osobiście Jerzego Szyłaka.
...Prezentowaliśmy tam swoje prace, dyskutowaliśmy o komiksie z Jurkiem Szyłakiem, podziwialiśmy śmiałą kreskę Marka i młodzieńczy zapał emanujący z prac Sławka Wróblewskiego. Zrobiliśmy wokół siebie sporo zamieszania co pozwoliło nam z uśmiechem na twarzy przeżyć kilka następnych miesięcy.
Spotkanie z Szyłakiem zaowocowało kilkoma pomniejszymi przedsięwzięciami: jak złożenie materiałów w gdańskiej firmie „Baltica” (zaczął tam i skończył „Fan”), czy oferta współpracy z „Wydawnictwem Morskim”. Żaden z tych kontaktów nie zakończył się czymś znaczącym.
...Pierwsze kontakty z wydawcami i parę poważnych zleceń wprowadzily nas w realia komiksowego życia. Była to jednak sfera działafności indywidualnej każdego z nas, choć istnienie Studia... było poważną kartą przetargową w wielu rozmowach a na nasz, własny użytek - sprawnie działającym punktem wymiany informacji o potencjalnych zleceniodawcach.
komiksy: Andrzej Janicki - Kapitan Śmierć, Przemiany, Alienacja, Zabójca; Jacek Michalski - De Novo, Poza Prawem; Krzysztof Różański - Krawiec, Zakała, Bajka; Roman Maciejewski - Przystanek na żądanie; Jacek Przybylski - ...; Maciej Simiński - Poszła baba do lekarza; Krzysztof Wyrzykowski - Dies Irae; grafiki autorów oraz tekst Tomasza Marciniaka - Awantury i wybryki...; okładka: Andrzej Janicki (październik 1996, 48 stron, czarno biały, nakład 500 egzemplarzy)
⇒ Zniechęcenie narastało, dziewiczy do tej pory, rynek komiksowy zapełniał się przypadkowymi gniotami. Niespodziewanie dostrzeżono nas z odległej Odessy i w 1990 roku zawiozłem tam osobiście pełną teczkę kserokopii i wprost bezcennych oryginałów „Zagadki Metropolii”. Miała być wystawa, katolog, może pieniądze! Wystawa podobno się odbyła, katalogu nie mamy, także oryginałów ani rubli. Kontakt zdechł. Jacek do dziś ma pretensje o plansze, a ja wyrzuty sumienia.
Tymczasem pieniądze znalazły się w moim rodzinnym Chełmnie. lokalni biznesmeni postanowili zaryzykować i tak powstała spółka „Horus”, później przykryta jeszcze firmą „Artex”. Sytuacja zaczęła mi, prezesowi Studia... powoli wymykać się z rąk. Nie miałem już wpływu na żadne decyzje, w tym na kształt wymarzonego pisma „Awantura”. Niecierpliwi rysownicy, dufni we własne siły zapełnienia co miesiąc magazynu materiałem wysokiej jakości, powoli dostrzegali tzw. realia.
...Tak bardzo zależalo nam na istnieniu tego magazynu, że przez wiele miesięcy godziliśmysię z tysiącem utrudnień i przeszkód doskwierających nam w pracy. Brak profesjonalnego zaplecza redakcyjnego, brak środków na podstawowe zadania redakcji, wreszcie konieczność nadzorowania przez autorów całego procesu produkcji magazynu - odbijały się brakiem czasu i pewną nerwowością w działaniu czysto plastycznym.
Magazyn powoli rozwijał skrzydła. Cieszyliśmy się z pozyskania nowych współpracowników: Witolda Tkaczyka, Wojciecha Birka i Jerzego Wróblewskiego, do którego Andrzej zaglądał coraz częśćiej, mając w głowie plany uściślenia tego związku twórczego. Jednak zniecierpliwieni inwestorzy, ponaglani przez własne kłopoty, zwinęli interes a nas odesłali na zieloną trawkę. Po tym krótkotrwałym romansie pozostały nam niespełnione nadzieje i wieczna podejrzliwość w stosunku do drobnych, krajowych biznesmenów.
...Z perspektywy czasu, trudno nam klócić się z opiniami tych, którzy postrzegają „Awanturę” jako pismo balansujące na granicy amatorstwa. Z drugiej jednak strony jesteśmy święcie przekonani, że „Awantura” to jedna z ważniejszych kart w historii polskiego komiksu.
Po upadku „Awantury” w 1991 roku pojawiła się idea kontynuacji czasopisma poprzez fuzję z gdańskim „Fanem”, wzmocnioną łódzkimi rysownikami i pod czujnym okiem Witka Tkaczyka.
Kilka spotkań w neutralnej Warszawie nie przyniosło jednak w sferze wydawniczej niczego konkretnego, chociaż pierwszy numer „Super-Fana” był przygotowany do druku. Ponownie wydawca-biznesmen okazał się komiksowym hochsztaplerem. Do dnia dzisiejszego Studio... jeszcze kilkakrotnie podejmowało starania o wskrzeszenie „Awantury” lub stworzenie nowego czasopisma, niestety bezskuteczne. Szukaliśmy też swojej szansy w propozycji skierowanej do wydawnictwa „Prószyński i ska”. dotyczącej reorganizacji magazynu „Komiks”. Bez odzewu!
Pod sztandarem Studia Komiks Polski uczestniczymy we wszystkich zjazdach komiksowych fanów. Staramy się być obecni wszędzie tam gdzie się coś komiksowego się dzieje. Członkowie zespołu budują swoje indywidualne kariery, będąc zawsze gotowi do wspólnego działania.
Obecnie Studio... funkcjonuje jako grupa twórcza. Próbujemy kształcić i promować nowe talenty, nie wiążąc ich ściśle ze strukturą firmy.
Wokół Studia... orbitują dziś: Dariusz Żejmo, Bartosz Biesiekierski, Piotr Tołysz, Marcin Cabański, Rafał Śladowski, Jacek Przybylski, Krzysztof Wyrzykowski i Maciej Simiński.
W 1999 roku Studio Komiks Polski obchodzić będzie swoje dziesiąte urodziny. Myślę, że będziemy mogli wejść w następną dekadę z poczuciem godnie pełnionej misji i świadomości, że nasza działalność, w jakiś skromny sposób, przyczyniła się do równouprawnienia komiksu w sferze polskiej kultury.
Tomasz Marciniak
ilustracje: Andrzej Janicki, Kszysztof Różański, Jacek Michalski