Bałem się o losy tej imprezy z trzech powodów. Najpierw nazwa: sformułowanie „Sto lat komiksu” zapowiadało nudną fetę pełną wystąpień mających przekonać laików o wyższości komiksu nad czymkolwiek innym, serię wykładów historycznych o dziejach gatunku, krótko mówiąc - bałem się jałowego tokowania. Po drugie: obawa związana z programem. Też giełda, też prelekcje i też rozstrzygnięcie konkursu na krótką formę komiksową. Czy nie będziemy mieli do czynienia z kopią dorocznych Konwentów Twórców Komiksu? Z tym samym na mniejszą skalę? Po trzecie: sam fakt organizowania imprezy. Czy ci sami goście, program podobny do programu innych konwentów, przyciągną publikę?
W miarę trwania imprezy moje obawy rozpraszały się. Zaraz jednak ich miejsce zajęły rozterki innej natury Częścią z nich chciałbym się podzielić. Żeby nikt nie zarzucił mi faworyzowania jednych punktów programu kosztem innych, zamierzam pisać o nich w porządku jak najbardziej naturalnym, to jest alfabetycznym.
Miała to być (i była) jedną z największych atrakcji imprezy Na licytacji (prowadzonej, niestety, dość chaotycznie przez Witka Idczaka) pojawiły się oryginały prac Piotra Drzewieckiego, Artura Łobusia, Tomasza Piorunowskiego, Wojciecha Birka, Andrzeja Janickiego i kilku innych rysowników. Odnotujmy tu dwa falstarty. Wbrew oczekiwaniom, wystawione na sprzedaż prace luźno łączyły się z komiksem. Mieliśmy karykatury, poetyckie impresje, bodaj pejzaż, akt i coś jeszcze, zabrakło natomiast plansz komiksowych, czy choćby pojedynczych kadrów bądź szkiców. Chlubnym wyjątkiem był short Wojciecha Birka Kropla życia narysowany specjalnie na aukcję. Falstart drugi, a właściwie spory afront dla rysowników, to zatrważająco niskie ceny, jakie prace osiągnęły na licytacji. Mieściły się w granicach od 30 do 64 zł. Jeżeli oryginał pracy jednego z najlepszych rysowników młodego pokolenia jest wart tyle, co dobrze zachowany egzemplarz Kajka i Koka w kosmosie, albo tyle, ile honorarium za rysunek płacone w lokalnej gazecie, mamy do czynienia z prawdziwą tragedią. Tragedia ta, dodam, rozegrała się na wyraźne życzenie organizatorów, oni to, bowiem ustalili godzinę rozpoczęcia aukcji w ten sposób, że stała się ona jednym z ostatnich punktów programu imprezy. Kieszenie amatorów komiksu były już solidnie wydrenowane wydatkami dokonanymi rano na giełdzie.
Pomysł był znakomity. Na estradzie pojawiły się nagle wielkie plansze, przybory do rysowania i profesjonalni twórcy obecni podczas konwentu. Wedle zamierzeń Witka, który chciał wyniki sesji opublikować następnie w Komiks Forum, każdy z rysowników miał narysować kadr w komiksie pod tytułem: Wyjazd do Łodzi na stulecie komiksu. Dobre chęci swoją drogą, wyniki swoją. Rzeczywiście, na kartonie zmaterializowały się kadry Ozgi, Truścińskiego i innych, tylko po to jednak, by następnie zniknąć w natłoku niewybrednych dowcipasów dorysowywanych przez amatorów. Niektóre dodatki były śmieszne, inne żałosne. Kiedy do procesu twórczego włączyli się zinowcy ze swoimi obsesjami antyklerykalno- wulgarno- koprofilnymi, twarze organizatorów zaczęły się wydłużać i markotnieć. W efekcie sporo pracy profesjonałów zostało bezpowrotnie zniszczone, a plansze będące pozostałością po sesji należy schować w jakimś bezpiecznym miejscu i broń Boże nikomu nie pokazywać.
Po raz kolejny okazało się, że spotkanie prawdziwych fanów komiksu nie może obejść się bez szału zakupów, wymian i zwykłego oglądactwa. Giełda oblężona była do tego stopnia, że niektórzy rezygnowali z uczestnictwa w głównych punktach programu, byle tylko dopchać się do stoisk i wydać trochę grosza na komiksy. Trochę szerzej na ten temat.
Wydaje się, że minął już czas kupowania czegokolwiek, co tylko jest narysowane i ma w stopce nazwę odpowiednio renomowanego wydawnictwa zachodniego. Klienci przyjeżdżali z daleka, by zdobyć konkretne pozycje konkretnych rysowników. O niektóre tytuły rozgrywały się istne bitwy, szczególnie w pierwszych godzinach trwania giełdy. Nie była to klientela przypadkowa. Padały pytania o wypatrzone wcześniej, wymarzone albumy Moebiusa, Batiego, Burgeona, Millera, Bisleya czy Frazetty. Fakt ten nie trafił jeszcze do świadomości części sprzedawców, w tym, niestety, do skąpo reprezentowanych wydawców profesjonalnych.
Na stoisku TM-SEMIC leżała po prostu bezładna kupa barwnego szmelcu, w której z wypiekami na twarzy gmerało grono małolatów o najmniej wybrednych gustach. A przecież nawet w ubogo jakościowej ofercie tej firmy znajduje się kilka tytułów szczególnie wartych uwagi, które warto promować i które, co ważniejsze, błyskawicznie znalazłyby nabywców.
Mieszane uczucia wzbudziło stoisko księgarni MARJANNA, Czołowego w Polsce dystrybutora komiksów francuskojęzycznych. Z jednej strony można było nabyć na nim prawdziwe perły, z drugiej, sprzedawcy wykazywali się czasem smutną indolencją nie potrafiąc rzeczowo odpowiedzieć na pytania o to, co mają w ofercie, a czego nie. Prawdziwym zaś niewypałem i dowodem na nieznajomość gustu polskiego nabywcy ukazał się przebogato przygotowany stolik z francuskimi komiksami dla dzieci, przy którym trudno było zauważyć nawet psa z kulawą nogą. Na miejscu zajmowanym przez te niechodliwe propozycje mogły z powodzeniem znaleźć się albumy markowych artystów, tym bardziej, że niektóre komiksy trafiły na stoisko MARJANNY w oszałamiających liczbach typu „jeden egzemplarz i przepraszam, że taki przybrudzony”.
Znacznie większą orientacją w temacie wykazali się, jak zwykle, importerzy działający na własna rękę. To też właśnie ich stoiska były najbardziej oblężone, mimo szokujących nieraz przebitek cenowych, gdy album z Blueberrym kosztuje tyle, co zeszycik Millera to chyba nie jest najzdrowsza sytuacja, prawda?).
Osobna sprawa to stoiska wydawców nieprofesjonalnych. Byłoby chyba lepiej, gdyby zamiast rozrzuconych po sali skromnych stolików organizatorzy zapewnili coś w rodzaju „księgarni firmowej”, w której na nabywcę czekałyby obok siebie: AQQ, Mięso, Komiks Forum, Czas Komiksu, Czarno na białym i inne owoce przedsiębiorczości polskich fanów komiksu. Zamiast przepychać się od stoiska do stoiska kupujący miałby w jednym miejscu w miarę pełną ofertę, poszczególne tytuły nie ginęłyby między stoiskami profesjonalnych potentatów, a wreszcie sprzedawcy, którymi najczęściej byli sami autorzy lub wydawcy, mogliby zamiast ciułania grosza zająć się pełniejszym uczestnictwem w imprezie.
Cieszy spore zainteresowanie starszymi komiksami polskimi, świadczące o tym, jak pochopnie księgarnie i antykwariaty zrezygnowały z obrotu Relaxami, Żbikami czy Klossami.
Jeszcze kamyczek do ogródka jednego z komiksowych gigantów. Wydawnictwo PRÓSZYŃSKl i S-ka nie wydaje już wprawdzie komiksów na taką skalę, jak kiedyś (z wyjątkiem, rzecz jasna, Tytusa), ale niektóre tytuły z dawniejszej oferty tej firmy, jak np. Pelissa, Funky Koval czy Burton i Cyb niedostępne już w kioskach, są wciąż przedmiotem pożądania, szczególnie młodszych zbieraczy. Tak się składa, że wymienione wyżej komiksy zalegają magazyny koncernu i dostępne są jedynie w warszawskim salonie firmowym „Prószyńskiego”. Łódzkie imprezy wydają, się być wymarzonym miejscem na sprzedanie końcówek nakładów. Tymczasem PRÓSZYŃSKl i S-ka to jeden z wielkich nieobecnych imprezy.
I pytanie do dyrekcji Łódzkiego Domu Kultury: opłata za wejście to już chyba absurd? Kolekcjonerzy staroci na swoje giełdy wchodzą gratis.
To była niebezpieczna próba, która mogła wykazać płytkość polskiego rynku twórców komiksu. Zupełnie niespodziewany, wypadający w połowie między tradycyjnymi konwentami konkurs na krótką formę komiksową uznać jednak należy za udany. Nie było może zatrzęsienia prac, ale w większości przypadków poziom propozycji był całkiem niezły. Milczeli tym razem profesjonaliści o uznanym dorobku, do głosu więc doszli młodzi (choć bardziej wiekiem, niż stażem). Sądząc po owacji, jaką przyjęto werdykt, gust publiczności pokrywał się w pełni z oceną jurorów.
Zaskoczeniem in minus jest natomiast zapowiedź organizatorów najbliższego konwentu stworzenia dodatkowych podziałów nagród na kategorie wiekowe. Nie widzę różnicy między dobrym komiksem czternastolatka i szesnastolatka, ani potrzeby nagradzania ich w rożnych kategoriach. Jury ma dzielić prace na dobre i złe, a nie według kryteriów wieku, rasy, koloru włosów, płci czy wykształcenia. Trąci mi ten pomysł zbytnią troską o uznanych twórców. Tak, jakby ktoś na siłę chciał zażegnać niebezpieczeństwo ze strony młodych następców depczących starszym po piętach. Nie ma co tworzyć stref ochronnych. Będą lepsi - to wykoszą poprzedników. Niech decydują wilcze prawa rynku.
Dobrym pomysłem jest natomiast stworzenie Akademii Komiksu, czyli zgromadzenia krytyków, dziennikarzy i twórców komiksu, po to by oceniali nadesłane prace. Z jednym zastrzeżeniem. Lepiej chyba byłoby przy okazji konkursu konwentowego pozostać przy małym, czysto profesjonalnym jury, natomiast Akademii „użyć" w sposób podobny do tego, jaki jest popularny w świecie filmu; czy literatury fantastycznej (Oskar i Nebula). Wyglądałoby to tak: co roku członkowie Akademii otrzymują spis (i kopie) wszystkich prac komiksowych opublikowanych w ciągu poprzednich dwunastu miesięcy, następnie typują nominacje np. w kategoriach: album, krótka forma komiksowa, pasek prasowy. Następnie na konwencie ogłasza się listę nominacji i dochodzi do głosowania finałowego.
Łyżka dziegciu w beczce miodu: nie wiedzieć czemu, do prac Akademii Komiksu nie zostali zaproszeni autorzy jedynej w Polsce cyklicznej audycji radiowej poświęconej komiksowi.
Raz jeszcze znalazła potwierdzanie opinia, że największą bolączką polskiego komiksu jest brak scenariuszy na odpowiednim poziomie. Rozpisany przez miesięcznik Fenix konkurs na scenariusz zakończył się kompletnym fiaskiem. Nadesłany zaledwie kilkanaście propozycji, słabych i niedopracowanych. Rozpacz malująca się na twarzy Andrzeja Łaskiego (redaktor graficzny Fenixa), gdy ktoś zagadnął go o plon tej akcji, jest sama w sobie wystarczającym komentarzem.
Przygotowując konkursy dla publiczności można pójść dwiema drogami. Pierwsza to test dla prawdziwych fanów, strzelających na zawołanie datami, nazwiskami i tytułami. Trzeba wtedy zainwestować nieco w rozgrywkę wstępną (zestaw pytań na piśmie) i po rozdaniu kartek wszystkim chętnym do wzięcia udziału w zabawie, wybrać spośród nich np. pięć osób, które udzieliły najwięcej dobrych odpowiedzi. Następnie zaprosić je do finału, w którym w obecności publiki jury zadawać będzie (i oceniać) odpowiedzi na naprawdę trudne zagadki. Można też pójść drogą zabawy ludowej, z wykrzykiwaniem do mikrofonu pytań i oczekiwaniem na odzew z sali. Organizatorzy stulecia komiksu wybrali tę drugą możliwość. Było sympatycznie, ale prowadzący zbyt często tracili kontrolę nad tym kto odpowiada, kto otrzymuje nagrodę, a przede wszystkim: nie było słychać odpowiadających. W odróżnieniu od prowadzących, nie dysponowali nagłośnieniem.
Po wprowadzeniu kilku usprawnień i większej dyscypliny można z powodzeniem pozostać przy tej farmie zabawy, a i nic strasznego nie stałoby się chyba, gdyby zorganizować profesjonalny konkurs wedle pierwszego z wymienionych sposobów. Dodatkową atrakcją mogłyby wówczas stać się pytania bezpośrednio od rysowników czy krytyków. A może pójść jeszcze dalej i przygotować test dla „profich”? Niech dziennikarze, twórcy i krytycy wykażą się wiedzą przed szykującymi na nich wymyślne pułapki fanami.
Mocny punkt programu. Szkoda, ze trochę zlekceważony przez publiczność. Zarówno podczas wystąpienia Wojciecha Birka na temat „komiksowych powieści”, jak i na wykładzie Jerzego Szyłaka o horrorze w komiksie doliczyć się można było jakichś trzydziestu osób (niemal tych samych). Była rzadka okazja posłuchać, jak o komiksie mówią ludzie, którzy wiedzą na ten temat wielokrotnie więcej, niż przeciętny zjadacz Asterixów. Obie prelekcje miały miejsce w największej sali domu kultury, przez co straciły sporo na atmosferze, inaczej słuchałoby się wywodów w kameralnym pomieszczeniu, likwidującym dystans między prelegentem i słuchaczem, inaczej wyglądało to na wielkiej przestrzeni, gdzie echo błądziło odbite od pustych, sterylnie białych ścian.
Myślę tej, że gdyby wreszcie zacząć budowę odpowiedniego zaplecza dla takich wystąpień (choćby przygotowanie rzutników i pokazanie najbardziej charakterystycznych kadrów na slajdach) można byłoby oczekiwać zamiast garstki fanów obecności przynajmniej setki słuchaczy. Teraz oprawa plastyczna pogadanek komiksowych wygląda tak: ginący w wielkiej sali mówca pokazuje z rzadka maleńki rysunek dzierżąc w dłoni rozłożony zeszyt, a publiczność udaje, że coś widzi.
Oczekuję także z niecierpliwością poszerzenia grona komiksowych „profesorów” i tematyki wystąpień.
Były dwie i obie nieudane. Pierwsza zawierała prezentację słynnych postaci i albumów, w założeniu najciekawszych i najbardziej zasłużonych dla gatunku. Była niestety chaotyczna i bardzo niekompletna, a kryteria jakimi posługiwał się jej autor pozostają głęboką tajemnicą. Druga miała stanowić historię polskich pism komiksowych z lat 1945-95, a wynikało z niej, że najważniejszym periodykiem tego okresu jest Komiks Forum. Fakt ten pozwolę sobie zostawić bez komentarza.
Gdybym musiał posłużyć się szkolną skalą ocen wystawiłbym imprezie z okazji stulecia komiksu solidną trójkę z plusem. Plus otrzymaliby organizatorzy za podjęcie trudu, harówkę w mało sprzyjających warunkach i doprowadzenie do tego, że ważna rocznica została upamiętniona. Sam stopień zaś jest wynikiem zsumowania pozytywów i negatywów imprezy.
wybór najlepszych prac konkursu z okazji stulecia komiksu; autorzy: Przemysław Truściński Komiks z Okazii..., Aleksandra Czubek & Jerzy Szyłak - Wampir, Sławomir Jezierski, Jakub Rebelka - Czas, Tomasz Lew Leśniak & Rafał Skarżycki, Marek Turek - Harzack, Andrzej Janicki - Epiog, Jacek Michalski, Andrzej Łaski - Klub Samobójców, Andrzej Deredos, Marek Skotarski, Bartosz Minkiewicz, Przemysław Krupski, Krzysztof Ostrowski - (...), Krzysztof Skrzypczyk, Tomasz Ferenc, Tomasz Niewiadomski, Krzysztof Różański, Wojciech Nawrot - Co w Trawie Piszczy, Grzegorz Weigt, Sławomir Wróblewski, Maciej Łuniewski, Piotr Kowalski, Dariusz Żejmo, Marek Adamik, Jacek Frąś; teksty: Piotr Gociek - Stulecie Komiksu w mieście Łodzi, Waldemar Jeziorski - Stulecie Komiksu - głos drugi, Witek Idczak - Stulecie Komiksu - refleksje organizatora; okładka: Przemysław Truściński (październik 1997, 48 stron, czarno biały, nakład 500 egzemplarzy)
Ten numer Komiks Forum miał swoją wcześniejszą wersję w postaci katalogu wystawy konkursowej. Publikacja ta została przygotowana metodą kserograficzną i wydana w łącznym nakładzie 150 egzemplarzy przez Łódzki Dom Kultury (100 egz. format A4 plus 50 egz. format A5). Oczywiście, jako organizator imprezy zajmowałem się przygotowaniem tego wydawnictwa.
Komiks Jerzego Ozgi narysowany podczas Comics Session.
⇒ Chciałbym bowiem, na imprezie z okazji np. sto drugiej rocznicy istnienia komiksu (to, rozumiecie, koncepcja „od czołgu Rudy"), ucieszyć się faktem, że wszystkie punkty programu zaczynają się o czasie; ze zawartość wystaw jest adekwatna do tematyki imprezy; że rysownicy zamiast uciekać przed fanami, rozmawiają z nimi; że prelekcje wygłasza ktoś spoza „żelaznego składu” Birek-Szyłak; że sprzedający wiedzą, co sprzedają; że prelegenci mają do dyspozycji slajdolot, czy może i magnetowid z telewizorem; a wydawcy zamiast bawić się w ekspedientów udzielają się wśród licznie przybyłych miłośników komiksu.
Tak oto recenzja stulecia komiksu zamieniła się w listę życzeń, do których pewnie każdy, kto był na imprezie mógłby dołożyć swoje. Mam nadzieję, że podczas najbliższego Konwentu Twórców Komiksu będzie okazja o nich porozmawiać, choćby przy okazji wieczornych, pozaprogramowych, choć panelowych dyskusji w mieszkaniu niżej podpisanego, które to spotkania stają się pomału tradycją towarzyszącą łódzkim spotkaniom fanatyków historii z dymkiem.
Piotr Gociek
ilustracja: Przemysław Truściński, zdjęcia wideo: Andrzej Kudzin
W roku 1996 minęło sto lat od chwili narodzin kina. Mało kto wie, że komiks jest rówieśnikiem „ruchomego obrazu”. Niestety w Polsce komiks nie ma tak silnej pozycji, jak jego pobratymiec, toteż różnice w obchodach setnych urodzin tych dwóch składników kultury są wprost proporcjonalne do pozycji przez nie zajmowanych w naszym kraju. Już sam pomysł zorganizowania imprezy upamiętniającej datę powstania „dziewiątej sztuki” zasługuje na uznanie zwłaszcza, że komiks polski funkcjonuje w dziwnych warunkach rozbicia dzielnicowego. Jest u nas kilka ośrodków, które jakby nie dążą do osiągnięcia wspólnych, ogólnokrajowych efektów. Jednym z nich na pewno jest organizowanie imprez propagujących idee komiksu pojmowanego jako nieodłączny element kultury. Nie oglądając się na inne ośrodki, Łódź wzięła się raźno do pracy i pomysł Witka ldczaka, aby zorganizować prawdziwe święto komiksiarzy, trafił na podatny grunt kierownictwa Łódzkiego Domu Kultury.
100 Lat Komiksu w swym zamierzeniu nie miało stanowić imprezy konkurującej z konwentem. Było to raczej wypełnienie pustki panującej pomiędzy kolejnymi Konwentami. Organizatorzy zadbali o to, by wprowadzić do programu elementy, które nie były wykorzystane przy organizacji żadnego dotychczasowego Konwentu, ale też, by nie odżegnywać się od sprawdzonych, żelaznych punktów. Nowo wprowadzonym elementem, było powołanie do rycia Akademii Komiksu - kolegialnego organu odpowiadającego za ocenę konkursowych prac. Tym sposobem zrezygnowano z mocno krytykowanego sposobu oceniania nadesłanych komiksów przez jury. Tryb oddawania i obliczania głosów przez członków akademii stanowi gwarancję pełnego obiektywizmu, a także niezależności i niezawisłości głosujących. Moim zdaniem Akademia Komiksu zdała swój pierwszy egzamin na piątkę. Wszyscy jej członkowie oddali głosy, a po ogłoszeniu wyników gwizdów nie było.
Jak zwykle swoją mocną pozycję na tego typu imprezach potwierdziła giełda, na którą udało się ściągnąć przedstawicieli wydawnictw: TM-SEMIC, EGMONT POLSKA oraz księgarni MARJANNA, oferującej komiksy światowych mistrzów w oryginalnej wersji językowej. Przybyli także wydawcy nie zawodowi, tacy tak Piotr Drzewiecki ze Szczecina, ZIN ZIN Press z Poznania, Tomasz Leśniak z Mięsem i oczywiście VIKING i GAMEX z Łodzi. Można było otrzymać na giełdzie także starocie oraz komiksy zagraniczne oferowane przez prywatnych kolekcjonerów. Cała giełdę spróbuję skwitować jednym stwierdzeniem: była podaż i popyt, a do niektórych stoisk momentami nie można było się dopchać.
Świetnym pomysłem było stworzenie poglądowej galerii poświeconej światowym dokonaniom w dziedzinie komiksu. Uzupełniona tekstami Jerzego Szyłaka stanowiła kompendium wiedzy dla tych, którzy chcieliby poznać genezę gatunku oraz jego dalszy rozwój.
Mocnym punktem programu była aukcja. Kto chciał mógł na niej dosłownie za grosze kupić rysunki i grafiki czołówki przedstawicieli polskiej sceny komiksowej, a także unikatowe egzemplarze komiksów. O ile dobrze pamiętam, zażarty bój stoczono o miniaturę autorstwa Tomka Piorunowskiego (cudo!) oraz o pierwsze wydanie „Kajtka i Koka w kosmosie”.
Sam miałem ochotę kupić ten album, ale zostałem przelicytowany przez zdecydowanego na wszystko fana twórczości Christy. Zauważyłem, że wielu osobom nie przypadł do gustu mętny i niekonsekwentny sposób prowadzenia aukcji przez Witka. Człowiek ten jednak ostatnie, przed imprezą, dni i wieczory spędzał w ŁDK-u, przygotowując wszystko, toteż zmęczenia nie udało mu się wypędzić nawet aukcyjnym młotkiem, którym był łaskaw tłuc się po głowie podczas licytacji prac.
Moim zdaniem impreza wypadła naprawdę dobrze, a słowa uznania za pomoc przy organizacji należą się także sekretarzowi wystawy - Krzysztofowi Ostrowskiemu oraz całej GRUPIE 8. w swojej relacji celowo pominąłem quiz oraz galerię komiksu polskiego, albowiem obydwa te elementy stanowiły moje „trzy grosze”, które wetknąłem do programu „stulecia”, więc opisywać ich mnie nie wypada. Chciałbym jednak w tym miejscu podziękować firmom TM-SEMIC i EGMONT POLSKA za ufundowanie quizowych nagród. Niedociągnięcia organizacyjne na pewno miały miejsce, ale uważam, że zajmie się nimi cała rzesza krytykantów (nie mylić z krytykami! Tych jest niewielu!), którzy gdy tylko pochwycą kawałek długopisu, przeleją na papier wszystkie swoje kompleksy.
Waldemar Jeziorski
ilustracje: Tomasz Lew Leśniak, Jerzy Ozga, Rafał Szłapa
Setna rocznica narodzin „dziewiątej sztuki” domagała się uczczenia, nawet w kraju, którego większość obywateli znajduje komiks w „głębokim poważaniu”. Pomyślałem więc, że można byłoby zrobić imprezę w okresie pustki między kolejnymi konwentami, pokazując jednocześnie, że do jej zorganizowania nie potrzebny jest cały sztab ludzi, ani ogromne środki. Przyznam się szczerze, że do realizacji tego pomysłu podchodziłem z wielką obawą i nad wyraz ostrożnie. Powodem były wcześniejsze przykre doświadczenia przy organizacji konwentowych zjazdów, zarówno ze strony „opiekuna” z Łódzkiego Domu Kultury jak i pozostałych „organizatorów” (przykładem niech będzie wycofanie się ŁDK-u z wcześniej uzgodnionej imprezy cyberpunkowej, którą przygotowywałem razem z klubem fantastyki na grudzień '95).
Jeszcze na miesiąc przed „stuleciem” nie byłem pewny czy się ono odbędzie. Kierownictwo Łódzkiego Domu Kultury miało przeróżne obiekcje: „Czy warto organizować nową imprezę komiksową? Czy publiczność dopisze? Dlaczego program „stulecia” podobny jest do konwentowego? Czy kolejny konkurs komiksowy nie zdeprecjonuje prestiżu konkursu OKTK?. Zachowywali się tak, jakby obchody stulecia komiksu można było świętować co roku. Później dowiedziałem się, że do ostatniej chwili „opiekun” sondował łódzkie środowisko pytaniem „Czy warto organizować tę imprezę?”.
Jak widać pozycja wyjściowa nie była najlepsza. Niestety nie był to również jedyny problem, jaki musiałem rozwiązać. Zaskoczył mnie zupełny brak zainteresowania rocznicą ze strony środowiska. Z CONTUR-u jedynie Przemek Truściński udzielił mi swojego wsparcia. Na szczęście, mogłem liczyć na pomoc młodego rysownika Krzysia Ostrowskiego, który wziął na siebie przygotowanie wystawy konkursowej. Waldek Jeziorski opracował ekspozycję polskich magazynów i serii komiksowych, ułożył pytania quizowe oraz pomagał mi w prowadzeniu imprezy. Niezawodny Wojtek Birek przybył z „prowincji”, z kolejną ciekawą prelekcją. Ale za największy sukces uważam zaproszenie Jurka Szyłaka, który odtąd stał się stałym gościem łódzkich konwentów.
Bardzo liczyłem na młodzież z liceum Plastycznego. Jak pamiętam, zawsze przy konwencie zjawiali się chętni do pomocy. Niestety trafiłem na inne pokolenie. Moją nieformalną propozycję potraktowali jak obrazę. Dopiero mediacja Przemka poprawiła nieco sytuację. Zjawiła się pomoc, lecz nie taka, na jaką liczyłem. W rezultacie część ekspozycji musiałem przygotować sam (o czym pamiętał dobrze mój kręgosłup, przez następne dwa tygodnie).
Kolejnym problemem jak zwykle były finanse. Potrzebne na konkursowe nagrody, druk okolicznościowych katalogów i honoraria za prelekcje. Tym razem wydatnie pomógł Łódzki Dom Kultury, załatwiając pieniądze z Urzędu Miasta. Nie zawiedli również stali sponsorzy, wydawnictwa: TM-SEMIC i EGMONT-POLSKA, oraz księgarnia MARJANNA. Wydawcy zapewnili również nagrody rzeczowe, które były niewątpliwą atrakcją komiksowego quizu.
Gdy pieniędzy było jeszcze mało, wpadłem na pomysł, aby sami twórcy wspomogli imprezę, przeznaczając jedną swoją pracę na aukcję, z której dochód zasiliłby pulę konkursowych nagród. Większość autorów, do których zwróciłem się z prośbą, chętnie ofiarowała swoje grafiki. Aukcyjną ofertę wzbogaciłem kilkoma unikalnymi komiksami z mojego zbioru, a Waldek zaoferował ekskluzywne wydanie Czasu Komiksu. Niestety publiczność interesowała się bardziej rzadkimi komiksami (wszystkie zostały zlicytowane), niż oryginałami znanych rysowników. W rezultacie większość prac kupił Łódzki Dom Kultury, z przeznaczeniem odstąpienia ich na kolejnych aukcjach. Natomiast pozostałe trafiły w ręce znanych miłośników komiksu (na pewno stały się ozdobą kolekcji). Nie widzę więc powodu do narzekań ze strony Piotra. To dzięki aukcji stał się on posiadaczem oryginału komiksu Wojtka Birka (nie wiem czy pozwoliłby sobie na większy wydatek). Zaniepokoił mnie tylko pewien fakt. Jeden ze szczęśliwych nabywców postanowił wymienić (!!!) zakupioną tanim kosztem pracę, na inną (o wyższej cenie wywoławczej). Nie mogę sobie wyobrazić, że ŁDK się na to zgodził...
Następnym wyzwaniem była ocena prac nadesłanych na konkurs. Brakowało środków na opłacenie jurorów (zresztą ich zdanie mogło być równie kontrowersyjne, jak dotychczasowe oceny prac konwentowych). Postanowiłem więc powołać Akademię Komiksu, składającą się z laureatów konkursów konwentowych, publicystów zajmujących się komiksem i wydawców komiksów. Dużego grona ludzi tak różnych, że ich werdykt każdy uznałby za obiektywny. Tak też się stało. Ocena prac konkursowych w pełni pokryła się z opinią miłośników komiksu przybyłych na imprezę.
W konkursie jubileuszowym ż okazji Stulecia Komiksu, w kategorii seniorów pierwsze miejsce ex aequo zdobyli: Adrian Madej za komiks „Leszczu”, oraz Jakub Rebelka za pracę „Czas” (wyróżnienie dla Jakuba jest tym większe, iż jako junior uzyskał je w kategorii seniorów!). Drugim miejscem, również ex aequo podzielili się: Jakub Gruszczyński i Szczepan Wysocki, który zaprezentował pracę „Nie do końca stara bajka”. Natomiast w kategorii juniorów, pierwsze miejsce zajął Benedykt Sznejder za komiks „Kreator”, drugim laureatem został Jakub Mazerant za pracę „Crossover”, a trzecie miejsce uzyskał komiks Krzysztofa Zakrzewicza „Acrelerando”.
Reasumując. Podczas Stulecia Komiksu pokazano wystawę konkursową i trzy ekspozycje tematyczne: polskich powojennych magazynów i serii komiksowych; oferty polskich i amerykańskich współczesnych wydawnictw komiksowych; oraz wybranych komiksów, które odcisnęły swoje piętno w historii gatunku. Odbyło się również komiks session (niby podobne, a jednak inne od konwentowego), tradycyjna giełda, aukcja (po raz pierwszy), i dwie prelekcje. Pierwszy raz także, przybyła na imprezę publiczność mogła wziąć czynny udział w quizie, którego pula nagród była większa niż apetyt uczestników. Całość zrealizowana została z budżetu kilkakrotnie mniejszego niż konwentowy, a mimo to uczestnicy konkursu i goście mieli bezpłatnie zapewniony katalog wystawy.
Pomysły Piotra (z pierwszego artykułu) dotyczące kolejnych spotkań są równie genialne, co nierealne do urzeczywistnienia w obecnych warunkach. Mam jednak nadzieję, że kiedyś on sam przygotuje imprezę, przy której wykaże swój talent organizacyjny. Czekam na to z niecierpliwością.
Ja również miałem jeszcze wiele pomysłów. Jednak samotnie, w krótkim czasie (na realizację był jeden dzień) niewiele mogłem zdziałać. Na pewno ucierpiała na tym nie tylko ilość, ale i jakość przygotowanych atrakcji (stąd też wyniknęła pomyłka dotycząca nadmiaru Komiks forum na jednej z ekspozycji, co nie uszło uwadze wszystkich dociekliwych obserwatorów). Nie mówiąc o samej imprezie, kiedy to braki kondycyjne nie pozwoliły mi skutecznie zapanować nad programem. Jestem świadom swoich niedociągnięć i przepraszam wszystkich rozczarowanych. Natomiast większość znajomych twierdzi, że „stulecie" było udane. Pamiętam olbrzymią kolejkę chętnych, stojących po bilety wstępu (nie było takiej nigdy wcześniej, ani później)...
Chciałbym podziękować za pomoc w organizacji imprezy Panu Andrzejowi Sobierajowi z Łódzkiego Domu Kultury, Waldkowi Jeziorskiemu z wydawnictwa VIKING, Przemkowi Truścińskiemu, Krzysiowi Ostrowskiemu, oraz mimo wszystko GRUPIE 8.
W imieniu organizatorów dziękuję również Panom: Marcinowi Rusteckiemu z wydawnictwa TM-SEMIC i Tomaszowi Kołodziejczakowi z wydawnictwa EGMONT-POLSKA, bez pomocy których nie mielibyśmy tak wspaniałych, komiksowych nagród w konkursach. Specjalne podziękowania należą się także Paniom z księgarni MARJANNA oraz ekipie z TM-SEMIC za to, że swoją bogatą ofertą komiksową uświetnili giełdę.
Prace na aukcję ofiarowali: Wojciech Birek, Andrzej Deredos, Piotr Drzewiecki (aż dwie), Andrzej Janicki, Sławomir Jezierski, Piotr Kania, Artur Łobuś, Jacek Michalski, Tomasz Piorunowski, Krzysztof Różański i Przemysław Truściński. W imieniu organizatorów dziękuję im bardzo.
Witek